VOUCHER SPACERUJ Z FRAJDĄ
Home Menu

WIEDEŃ Z DZIECKIEM W 7 ODSŁONACH - CZ. III

WIEDEŃ Z DZIECKIEM W 7 ODSŁONACH - CZ. III

Siedzę i ryczę. I nie mogę zrozumieć, dlaczego tak późno obejrzałam film Miloša Formana Amadeusz. Arcydzieło. Ryczę tak, jak płakał scenarzysta filmu, Peter Shaffer, w jedynym drewnianym budynku opery zachowanej w Europie Środkowej, w Pradze, w którym kręcone były sceny z operą Don Giovani, gdy dowiedział się, że to właśnie dokładnie w tym miejscu sam Mozart dyrygował orkiestrą podczas premiery Don Giovanniego. To wywołało uczucie pokory i szacunku dla tego miejsca. Tam jakby unosił się duch kompozytora - mówili aktorzy. To tak jak z naszą podróżą do Wiednia. W drodze do miasta czytaliśmy głównie o twórczości Straussów, o słynnych wiedeńskich balach, o walcu Nad pięknym, modrym Dunajem, ale na miejscu  mieliśmy wciąż wrażenie, że to właśnie duch samego Amadeusza unosi się gdzieś nad nami. Twórcy filmu wyznali także, że muzyka stała się trzecim bohaterem filmu, zaraz obok Mozarta i Salieriego. I tu znów sytuacja miała się tak jak podczas naszej podróży do Wiednia. Do miasta jechałam zakochana w Straussach, a już w samym mieście rozkochałam się w Mozarcie. Nie tylko ja. Mąż i dzieci też. Był z nami wszędzie, podczas całej reszty naszych wakacji. 6 pasażer. W drodze do Frankenburga - Mozart. W drodze do Bad Ischl - Mozart. W drodze do Hallstatt - Mozart. W drodze do Salzburga - Mozart. W drodze do Krakowa, na Warmię i do Trójmiasta - Mozart.

 

ODSŁONA TRZECIA - MUZYKA 

 

Wiedeń to miasto, które żyje muzyką. Czegoś takiego nie widziałam jeszcze nigdzie. W wielu miejscach rozbrzmiewają piękne utwory muzyki klasycznej. Są nawet stacje metra gdzie można usłyszeć dzieła największych kompozytorów. To w szczególności jest coś wspaniałego. Bardzo pozytywnie nastraja do życia, do właśnie przeżywanego dnia. Mam od jakiegoś czasu taką teorię, że gdyby muzyka klasyczna rozbrzmiewała w pojazdach komunikacji miejskiej u nas w Polsce, jakość życia pasażerów, a co za tym idzie reszty Polaków, z pewnością by się poprawiła. Ludzie więcej uśmiechaliby się do siebie, byliby bardziej życzliwi. Jestem o tym przekonana. Ale wróćmy do Wiednia. Muzykę nie tylko słychać, ale także …widać. Na ulicach, w restauracjach czy na  wspomnianych stacjach metra towarzyszyły nam chodzące wiolonczele. Tak nazywamy muzyków dźwigających na plecach te jakże cudowne instrumenty. Wyglądają bosko nawet wtedy, gdy zamknięte są w futerałach, szczególnie w kolorowych.  

Chodzące wiolonczele

Na każdym rogu, w najmniejszym nawet sklepiku nasz wzrok przykuwał także wizerunek Mozarta. Na ciasteczkach, cukierkach, breloczkach, pozytywkach, koszulkach i innych drobiazgach. Podobno za życia kompozytor nie był doceniany przez wiedeńczyków. Dziś to się bardzo zmieniło. I choć ktoś może powiedzieć, że to tylko komercyjny chwyt, by świetnie na tym zarobić, nie można oprzeć się wrażeniu, że teraz Amadeusz jest po prostu bardzo kochany, uwielbiany, doceniany. A Mozartkugel, czyli słynne marcepanowe słodkie kulki oklejone sreberkiem czy złotkiem z wizerunkiem kompozytora tylko sprawiają, że o nim nie da się zapomnieć opuszczając Wiedeń. 

Mozartkugel

Ta wszechobecna muzyka w zasadzie nie powinna nikogo dziwić. Od setek lat to właśnie ona stanowiła w Wiedniu kronikę wydarzeń. Od końca XVIII wieku do połowy XIX miasto było muzyczną stolicą Europy, miastem kompozytorów, a muzyka stała się ważnym elementem życia mieszczaństwa. Nie można oprzeć się wrażeniu, że jest tak do dziś. Mieszkańcy i turyści mogą wybierać spośród licznych koncertów, oper, operetek, baletów, bali i innych. 

 

Z wielu miejsc związanych z muzyką udało się nam zajrzeć do Domu Muzyki i Domu Mozarta, posiedzieć na trawie tuż przy pomniku wspomnianego kompozytora oraz zrobić wesołe selfi z Wiener Musikverein w tle. 

 

Może zacznę więc opis wymienionych wyżej miejsc od końca:

 

Wiener Musikverein to siedziba słynnej orkiestry symfonicznej Filharmonicy Wiedeńscy, gdzie od 1929 roku odbywa się słynny Noworoczny Koncert, tak lubiany przez moją rodzinę i oglądany każdego roku w TVP2. Dopiero podczas podróży dowiedzieliśmy się, że każdy może wziąć udział w tym koncercie, pod warunkiem, że zostanie wylosowany spośród wszystkich zgłoszonych chętnych osób. Aby wśród tych chętnych się znaleźć należy wypełnić i wysłać formularz dostępny na tej stronie: http://www.wienerphilharmoniker.at/new-years-concert/ticket-information i poczekać na losowanie. 

 

Musikverein nie zobaczyliśmy w środku, ale bardzo cieszył nas sam fakt podziwiania budynku z zewnątrz. 

Musikverein

 

Nie mogliśmy nie udać się pod pomnik Mozarta. To dzieło dłuta Viktora Tilgnera z 1896 roku. Stoi on tuż przy wejściu do Hofburga od strony Ringstrasse. Wieczorem pięknie oświetlony, w ciagu dnia otoczony ludźmi wypoczywającymi na trawie, uprawiającymi jogę, zatopionymi w lekturze. Nie brakuje też biegających wokół rozbawionych maluchów. Bardzo miłe miejsce. 

Pomnik Mozarta

 

Dom Mozarta. Mozarthaus Vienna  przy Domgasse 5. To jedno z wielu wiedeńskich mieszkań Mozarta, ale jedyne, które się zachowało do dziś. Podobno właśnie tu mieszkał z rodziną na pierwszym piętrze w latach 1784 - 1787. Tu powstało wiele jego dzieł, w tym podobno jedno z najsłynniejszych Wesele Figara

Jeśli będziecie oczekiwać bogatego wystroju wnętrz, oryginalnych mebli od razu mówię, że się rozczarujecie. Na wystawę składają się ryciny, zapisy nut, dokumenty, stroje i …domysły. Bo być może to tu był pokój, w którym tworzył Mozart, być może to tu była sypialnia, być może to czy tamto. Bardzo to działa na wyobraźnię. Ekspozycja sama w sobie może wydawać się nader skromna. Taka jednak nie jest. Co zachwyca to audioprzewodnik w języku polskim z rozróżnieniem na wersję dla dzieci i dla dorosłych, który stanowi dopełnienie całości. Opowieści w słuchawce niezwykle wzbogacają wizytę w muzeum. Najbardziej zostają w pamięci przemyślenia na temat niewyjaśnionej dotąd śmierci kompozytora oraz możliwość obejrzenia części opery Czarodziejski flet w wersji multimedialnej. Muzyka jeszcze długo dźwięczy w głowie pozostawiając niedosyt. Mozarta chce się więcej i więcej. I właśnie dlatego, gdy w końcowej fazie zwiedzania trafiłam do sklepu z pamiątkami w ręce od razu wpadła mi płyta -  składanka najbardziej popularnych utworów kompozytora. I już chciałam ją kupić, gdy nagle usłyszałam od męża zaskakujące słowa, których nigdy bym się od niego nie spodziewała usłyszeć: 20 euro? Taką płytę w Media Markt kupisz za 20 złotych. No i mnie zamurowało. Nie wierzyłam! Mój entuzjazm opadł. Wyszliśmy na ulicę. We mnie zaczął narastać gniew. Nie tyle na to, że tej płyty nie kupiłam. Po Adasiu nigdy nie spodziewałabym się takiego komentarza. Gdzie się podział mój zwariowany, szalony, romantyczny mąż, którego poznałam w pociągu i dzięki któremu tak kocham rodzinne podróżowanie? Który nie jest ani rozrzutny, ani skąpy i który wie, że jak jedziemy w góry, to po to, by się po nich godzinami włóczyć, jak zwiedzamy Londyn, to po to by odwiedzić Pałac Buckingham oraz Dworzec King Cross i peron 3/4, gdy wpadamy do fabryki Fendera to najlepiej też po to, by przywieźć stamtąd gitarę, a jak wpadamy do Domu Mozarta to koniecznie po to, by kupić płytę z muzyką kompozytora! No nie inaczej! I niech sobie płyta z Media Markt będzie nawet wysadzana diamentami i niech dalej kosztuje 20 złotych, dla mnie ta TU jest dużo cenniejsza! I dlatego pierwszy raz podczas naszych rodzinnych podróży pokłóciliśmy się. Pokłóciliśmy się na ulicach Wiednia o to o co naprawdę w podróżowaniu chodzi. Bo idąc tym chwilowym i bardzo zaskakującym mnie tokiem myślenia mojego męża równie dobrze mogliśmy zostać w domu zachwycając się Hofburgiem podczas oglądania Sissi, słuchając Mozarta w radiu i czytając o nim w książkach oraz zajadając polskie schabowe udające wiedeńskie sznycle. W końcu gdy zapytałam Adasia czemu tak mu się marzy bywać na koncertach Joe Bonamassy, skoro jego płyt może słuchać w domu wygrałam batalię. Przyznał mi rację, zupełnie nie rozumiejąc swojego wcześniejszego zachowania. Po płytę, po TĘ płytę wróciliśmy i to było najlepsze co zrobiliśmy tego dnia. Okazała się genialna! Muzyka Mozarta towarzyszyła nam podczas całej pozostałej podróży. Była dla nas wszystkich niezwykłą inspiracją, częścią wielkiej austriackiej przygody. Zagościła w sercach na długo. Tej płyty słuchamy w domu do dziś i zawsze w tym momencie przed oczami ukazuje nam się Wiedeń. A z całej tej płytowej historii do dziś się śmiejemy. 

Szczegóły zwiedzania Domu Mozarta znajdzecie TU. 

Za wstep do muzeum zapłacilisy za naszą 5 osobową rodzinę 17 €. 

Dom Mozarta

Dom Mozarta

Dom Muzyki (Muzeum Haus der Musik) - 3/5 naszej paczki to muzykujące osoby. Mąż gra na gitarze, starsze dwie córki na wiolonczelach. Będąc w mieście muzyki nie mogliśmy zatem nie dotrzeć do tego miejsca. Okazało się, że to miejsce ciekawe jest nie tylko dla osób muzykujących, ale to świetna przygoda z muzyką dla wszystkich. Zostawiłam je sobie do opisania celowo na sam koniec, bo to istna wisienka na torcie. Zacznę od tego, że wpadliśmy tam na koniec dnia. Była może 17.00. I to okazało się być bardzo dobre, bo o tej godzinie turyści takie miejsca już raczej omijają. Mieliśmy zatem dużo przestrzeni tylko dla siebie. A to w takim miejscu okazało się być niezwykle ważne, gdyż znajdowała się tam spora ilość interaktywnych stanowisk. Brak tłumów pozwolił na swobodną, niczym nieskrępowaną zabawę moim dzieciom. A te były zachwycone. Tańczyły, śpiewały, śmiały się, tworzyły muzykę. Zachwyciły ich: 

  • schody będące klawiszami fortepianu i wydobywające dźwięki po stąpnięciu na nie stópką. 
  • zabawa w tworzenie muzyki poprzez rzucanie kostką do gry
  • pokoje poświęcone osobno każdemu wielkiemu kompozytorowi
  • coś na kształt sali kinowej, w której można było obejrzeć piękny koncert przypominający ten noworoczny i jeszcze kilka innych. 

Największym jednak hitem okazała się możliwość dyrygowania orkiestrą. Zobaczcie sami jaka to  wielka FRAJDA.

 

 

To jedno z najlepszych muzeów w jakim mieliśmy okazję kiedykolwiek być. Szczegóły znajdziecie TU albo TU. 

Za wstep do muzeum dla całej naszej 5 osobowej rodziny zapłaciliśmy 28 €. 

 

Szaleństwo w Domu MuzykiDom Muzyki

Dom Muzyki

To jednak jeszcze nie koniec. Tu także był bardzo ciekawy sklep z pamiątkami. Było w czym wybierać. Dziewczyny oszalały. Mąż nie mniej. Kupił sobie na pamietke spinki do mankietów w kształcie gitar. Pozostały miłe, muzyczne wspomnienia. Kto wie, może kiedyś napiszemy o tym piosenkę?

Spinki do mankietów

I warto zwiedzać muzea…bo wycieczka z dziećmi do muzeum jest jak bombonierka. Nigdy nie wiesz na jakie cudowności trafisz i jak wielką sprawisz dziecku frajdę. Smile

 

Może zainteresują Was też wpisy:

Ruszajcie ze mną do Austrii

Jak przygotowałam sie do wyjazdu do Austrii 

Do Austrii przez Las Sherwood

W drodze do Wiednia

Wiedeń z dzieckiem w 7 odsłonach - cz.I - KILKA PORAD PRAKTYCZNYCH

Wiedeń z dzieckiem w 7 odsłonach - cz.II - ŚLADAMI HABSBURGÓW

 

Zgadniecie o czym będzie następna odsłona? 

Komentarze:
Dodaj swój komentarz
Nick / Imię
Treść komentarza
Stolica Polski
Nie dodano żadnego komentarza