
Słodko, słodkowicie, słodkościowo, słodziutko, słodkością kapiąco. Same święta, to i sama słodycz. Trwały ferie, więc do pieczenia miałam wiele pomocnic. A że piec uwielbiam tak samo mocno jak podróżować i mam to po ukochanej Babci Jadzi, to podzielę się z Wami tym co upiekłam z dziewczynkami w ostatnich dniach. Tak, tak. Piekłyśmy przez dwa dni w przerwie bawiąc się i robiąc wypad na lodowisko. Wyszło nam tego całkiem sporo, dlatego w Tłusty Czwartek zaprosiłam rodzinę, by pomogła nam to zjeść.
Ostatnio uświadamiam sobie, że bardzo lubię karmić ludzi. Hmm, ciekawe czy w przyszłości gdzieś to jeszcze wykorzystam.
Ale do rzeczy. Zabawiłam się w blogerkę kulinarną (tu chylę czoła Wam wszystkim, bo nie jest łatwo fotografować jedzenie). Jak mi to wyszło oceńcie sami. Większość smakołyków robiłam po raz pierwszy. Jaki efekt? Sparwdzone od lat gofry wyszły wyśmienicie, dwa cudeńka smakowite, jendo wciąż jest w planie i było też i takie, które smakiem zaskoczyło i lepiej było na nie patrzeć niż je jeść. Zgadniecie które? Podpowiem, że zamiast masła, jak było podane w przepisie, do mąki dodałam mleko (bo myślami byłam już na lodowisku!).
Tymi słodkościami żegnam z Wami fe...