
Po piątkowych nartach sobota upływała nam powili, miło, domowo. A zaczęła się, powiedziałabym, wręcz wyśmienicie. Jako że zostały nam z Przywidza kanapki z chleba żytniego z szynką, to, mając wpojone od dziecka, że nic nie może się zmarnować, „bo jedzenia się nie wyrzuca”, postanowiłam zrobić z nich zapiekanki na śniadanie. Położyłam jeszcze ser gouda, mozzarellę i obsypałam oregano (w wersji dla dorosłych, dla dzieciaków dodatkiem był już tylko ketchup ) i zapiekłam. Palce lizać! Wszyscy od rana mieliśmy dobre humory. Potem była osiedlowa górka i sanki zakończone w domu pomidorówką (w ferie się dotleniamy, takie było postanowienie!).
Jaki miał być finał takiego wesołego dnia? Wpadłam na pomysł, by spełnić kolejne moje marzenie. A była nim prawdziwie hazardowa rozgrywka. Gra w Monopol. Ale nie byle jaka gra! Rodem niczym z Las Vegas! A do takiej oczywiście trzeba się odpowiednio przygotować. Rozstawiliśmy stół kuchenny dokładnie na środku pod lampą, misternie ustawiliśmy 4 miejsca siedzące (skład grających: tata, mama, prawie ośmiolatka i sześciolatka, roczna spała już w najlepsze!), tata bankier rozłożył bank. Musiały być jeszcze smakowite, ślicznie podane przekąski. T...