Ostatnio gdzieś przeczytałam, że szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży gdy się ją dzieli. Nie pamiętam czyje to słowa, ale jakie one są prawdziwie! Ja dokładnie tak czuję. Każdy najmniejszy sukces, urodziny, imieniny, zdany egzamin, radość podróżowania, rocznice, narodziny dzieci czy wygrane zawody uwielbiam dzielić/świętować z bliskimi – nie tylko mężem i dziećmi, ale rodzicami, teściami, rodzeństwem, przyjaciółmi. Samemu jest smutno. A z taką radosną ekipą to najdrobniejsza rzecz cieszy po stokroć.
Tak było też wczoraj, w sobotę, kiedy drugie urodziny Frajdy nad morzem (dokładnie dwa lata temu, 14 czerwca, ujrzała "światło internetu") mogłam świętować w gronie Frajdowiczów. A najcudowniejsze było to, że odbyło się to podczas spaceru po Gdyni, gdzie wystąpiłam w roli przewodnika. Im więcej wycieczek za mną tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to zawód dla mnie. Daje mnóstwo radości. I choć tą trasą wędrowałam już kilka razy, to każdy ze spacerów był kompletnie inny. To taka cudowna magia. Inni ludzie, inna pogoda, inne pytania, te same a jednak jakby inne widoki.
Sobotni spacer obfitował w wózki dziecięce i wyjątkową ilość baaardzo młodych Frajdowiczów – spacerowiczów. Dzielnie wędrowali ze mną w wózkach, na rowerkach, hulajnogach i własnych nogach: Dagna, Julia, Tymoteusz, Joasia, Hania, Karolina, Marcelek, Ewa, Iza, Andrzejek, Alanek, Bartuś, Dalia i Lilianna (w przedziale wiekowym od pół roczku do 14 lat), ich cudowni rodzice oraz Myszka Minnie i w drugiej części także czapka piracka na mojej głowie. Na naszej mapie skarbów odkryliśmy spełnione gdyńskie marzenia, sami marząc o tym, by pomimo upalnego dnia dotrzeć do naszego Marzyciela. Udało się! A skoro nam się to udało to z pewnością spełnią się nam nasze marzenia!
Dotarliśmy nie tylko do Marzyciela, ale także do słodkiego stolika, który na Molo Południowe dowiózł mój mąż i córki. Wszyscy wspólnie świętowaliśmy drugie urodziny Frajdy. I jak przystało na czerwiec oprócz gofrowego tortu (który znikł w pół minuty, co bardzo mnie cieszy) był i szampan (Piccolo ) i truskawki (w cieście biszkoptowym). Nie zabrakło też mojego chleba (tym razem upieczonego bez zakwasu, ale to był 13, więc wszyscy mi wybaczyli) i chałki. I dziecięcych uśmiechów, rozmów, a nawet prezentów – Beatko dziękuję za piękny notes. Wszystkim Wam dziękuję za cudowne STO LAT, wspaniałą rodzinną atmosferę i wytrwałość podczas naszej wędrówki!
To był 13 czerwca więc oprócz wpadki z chlebem bez zakwasu zaliczyłam jeszcze wpadkę ze wspólnym zdjęciem. Pożegnałam trzy rodziny, po czym przypomniałam sobie o fotografii za co przepraszam Hanię i Julkę wraz z Mamami oraz Beatę z trójką uroczych dzieci. Bardzo mi szkoda, że na zdjęciu nie ma Was z nami.
Frajdowicze! To był wspaniały dzień. Dzięki Wam! Znów dostałam ogromny zastrzyk pozytywnej energii!!!
Gdyni Rodzinnej bardzo dziekuję za wspólne przygotowanie spaceru.
DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ!!!
P.s. I wiecie co? Smak Piccolo po 2,5 godzinnym spacerze w upale na długo zapamiętam. Cudownie gasił pragnienie! :-)